piątek, 30 kwietnia 2010

Po dłuższej przerwie w pisaniu

Zgodnie z obietnicą, piszę o kolejnych ciekawych sytuacjach. Przerwa w pisaniu byla spowodowana dużą iloscią pracy przed weekendem. Tak więc tym razem o iplusie, czyli jednej z usług, którą trzeba było dosprzedać. Żeby klient mógł wziąść ten Internet mobilny, to musiał mieć odpowiednie dokumenty przy sobie. Jeśli chodzi o samą usługę, to Internet niezły, ale w niektórych miejscach tragiczny. Jeszcze z tym zasięgem jest krucho w wielu miejscach. Nie ma co go porównywać do kablowego. Ale mój kierownik oczywiście kombinował, kombinował aż wykombinował. Oczywiście tu też jest krętactwo. Zawsze mówił, jaki to super Internet, jak on to dobrze chodzi w wielu miejscach, itd. Mówił, że TYLKO TERAZ promocja - "Internet do każdego laptopa za 1 zł.", co jest oczywiście bzdurą (promocja dostępna przez pol roku). 1 zł. to kosztował sam modem, i to jeszcze takie słabsze (obsługiwały szybkość pobierania do 3,6Mb, a nie jak droższe do 7,2Mb). A abonament najniższy to 60 zł. (potem pojawiło się 49 zł.). Czyli nie mówił całej prawdy. Jak już doszło, że powiedział o tym abonamencie, to zawsze ukrywał cenę za aktywację (czyli kolejne 49 zł.). I jak klient to zauważył, bo przyszła faktura, zawsze dzwonił do sklepu i bardzo zdenerwowany mówił, że czuje się oszukany. Poza tym Internet mu chodził, jakby nie mógł. I to my, biedni sprzedawcy, musieliśmy się tłumaczyć klientowi z tego wszystkiego. Klient oczywiście chciał zrezygnować. Ale później już mówiliśmy, żeby zadzwonił później, kiedy kierownik (oszust) będzie. Ale oczywiście, jak zwykle w przypadku takich osób, kiedy były takie sytuacje go nigdy nie było. Był śmierdzącym tchórzem. Zawsze uciekał w gorących momentach. Na przykład zawsze z nami sprzedawał na salonie, jak był. Ale pewnego dnia zrobił się spory ruch. Ludzie zaczęli czekać przy ladzie i zrobiła się kolejka. Pomimo tego, że sprzedawał z nami już dobre 30 min. i nie była jakaś super późna pora, to gdy to zobaczył, zrobił się czerwony (klienci się denerwowali, że tyle muszą czekać) i nagle krzyknął: " Chłopaki, ja już muszę lecieć". I zostawił nas dwóch, zamiast pomóc. Co za tchórz! I tak samo ciężkie sprawy serwisowe czy konflikty z klientami często zrzucał na nas. Ale wracając do iplusa, jedna z moich ulubionych sytuacji to ta, w której klient bardzo zdenerwowany zadzwonił, a myśmy mu powiedzieli prawdę. I on stwierdził, żebyśmy zadzwonili jak będzie kierownik na salonie. To on się specjalnie pofatyguje i udusi tego krętacza z dolarami (czy tam złotówkami) w krętackich oczkach. Nie wiem, kiedy przyjechał, bo już tam nie pracowałem. Ale chciałbym to widzieć. Inna sytuacja to ta, w której wcisnął klientce iplusa. Mówił, że będzie na pewno u niej działać. Ale niestety, nie działał (co było prawdopodobne). No i przyszła i rzuciła modemem, że rezygnuje. A on (nie było go w salonie) zlecił telefonicznie pracownikowi pojechać do niej i sprawdzić zasięg (czego pracownicy nie powinni wykonywać - wysłał sprzedawcę). No i oczywiście nie działało. Z początku przed wygraną niespodziewaną wycieczką przez pracownika, nie chciał jej za bardzo tego uznać (no cóż - prowizja uciekła), ale na szczęście klientka była poinformowana (nie przez niego), że może zrezygnować do 14 dni z umowy - takie jest prawo (na jej szczęście wiedziała to). No i nie miał co rozmawiać. Ponad tym wszystkim, kazał oszukiwać nawet Polkomtel :) Najczęściej klient nie miał wymaganych dokumentów do podpisania umowy. Wobec tego klient musiał mieć, wg procedur, kredytową kartę wypukłą. A on kazał spisywać umowy na zwykłe karty kredytowe płaskie, czego pod żadnym pozorem nie wolno było robić. Stwierdził, że na kserze nie wyjdzie i Polkomtel się nie dowie. I tym podobne rzeczy wyczyniał i kazał to robić też pracownikom. A sam nie robił - co za tchórz. Argumentował to tym, że sprzedawca dostaje dzięki temu prowizję, jak to na danego sprzedawcy koncie spisane. A tak naprawdę, to dzięki temu on był czysty. Nigdzie nie było jego podpisu. A jakie rzeczy wyczyniał z ratami - szkoda gadać. Ale o tym następnym razem.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Tym razem o Vaio

Jak mawiali niektórzy Vobisowcy, "Sony wjajo":) A tak na poważnie to dobry sprzęt. Ale nie o to chodzi. Chodzi jak zwykle o kombinatorstwo, zresztą nieuczciwe. Była taka promocja w Sony Center, że klient przy zakupie laptopa Sony Vaio (konkretnego modelu) miał dostać w sklepie, który go sprzedawał, gratis odtwarzacz mp3 Sony o wartości ok. 250 zł. Tak kazało robić Sony, które z laptopami dostarczało te "mp-trójki". Ale jak zwykle, krętacze, wpadli na pomysł, że będą sprzedawać laptopy bez mp3, a sami je sobie wezmą. Rozgorzała rozmowa na mailach pomiędzy filiami. Taki pomysł skądś tam wyszedł, już nie pamiętam, chyba z działu handlowego. Ale jeden z pracowników na mailu postawił się i zwrócił uwagę, że na szkoleniu go uczono, że firma dba o swój wizerunek, jej celem nie jest wyciskanie z klienta siódmych soków, a sprawienie, żeby klient poczuł się dobrze w salonie, odpowiednio obsłużony z profesjonalnym doradztwem i żeby wyszedł zadowolony. Najważniejszy cel firmy - zadowolenie klienta. Więc ten sprzedawca zwrócił uwagę, że jeśli tak ktoś zrobi, to jak klient pójdzie porównać cenę w Sony Center lub tam zadzwoni, to dowie się prawdy. I znowu psy na firmie i strata klientów. Ale akurat w tej sytuacji Vobis zdobył u mnie plus, bo znalazł się porządny człowiek, który zakazał tej praktyki, ktoś tam "z góry". Rozesłano odpowiednią informację po sklepach. Ale nie o to mi chodzi. Chodzi mi o nastawienie mojego byłego kierownika. Oczywiście od razu pokochał ten krętacki pomysł i nakłaniał sprzedawców do zastosowania go. Sam też sobie chciał nabić kieszeń odtwarzaczami, a później puścić je na allegro. Chodzi mi w tym wszystkim o nastawienie ludzi, którzy tam pracują. Byle tylko oszukać klienta. Ale to firma akurat ukróciła i chwała jej za to. Inne ciekawostki opiszę wkrótce.

sobota, 24 kwietnia 2010

Dalszy ciąg krętactw

Tak więc, jak już pisałem, wciskali wiele rzeczy klientowi dodatkowych, a jak się nie dało, to niektórz chcieli robić numer ze stornem - wbić klientowi na fakturę te dodatki, chociaż klient ich nie kupuje. Klient płaci tylko za laptopa. A w odpowiednim czasie stornowali fakturę. Takie mieli pomysły pod wpływem tych planów. Jedna z najgorszych sytuacji, z jaką się spotkałem, to oszukiwanie klientów przez kierownika w salonie na własnych promocjach, które są w gazetce. Przykładowo, w gazetce była promocja dotycząca drukarki. Gratis dokładane były dwa tusze - czarny i kolorowy. Bez żadnych dodatkowych warunków - po prostu przy zakupie drukarki, konkretnego modelu. A nam kierownik kazał mówić, że to promocja przy zakupie z laptopem, chociaż w firmie promocja dotyczyła wszystkich klientów, bez konieczności zakupu laptopa. Kazał nam tak oszukiwać. A wystarczyłoby, że klient po zakupie poszedłby do innego salonu, w którym byłby inny kierownik. Zapytałby o promocję, a ten by mu powiedział. Wtedy rozzłoszczony klient nigdy by nic nie kupił już w tamtym salonie. Wogóle źle świadczy to o całej firmie. Inny przykład, to odtwarzacze Sony, które miały być dodawane gratis do laptopa Vaio. Ale o tym napiszę jutro.

wtorek, 20 kwietnia 2010

System płacowy - SMP (System Motywacyjno-Płacowy)

Z tą motywacją przez ten system, to już gorzej. Ale wracając do tematu, tak jak już pisałem, zarobki w tej chwilii są dużo gorsze, niż kiedyś. Każdy sprzedawca ma swój plan indywidualny do wykonania - obrotu i sprzedaży usług, np. ubezpieczenia, cyfra+, itd. Jest też plan dla całego zespołu, na filię. Premię dostajemy w zależności od wykonania procentowego planu obrotu i planu usług dodatkowych. Jest też coś takiego jak sprzedaż dodatków do produktu głównego. Za to też jest premia. Jednym słowem dziś jest nieciekawie. Kiedyś sam nawet zarobiłem kilka tysięcy w grudniu. A w tej chwilii tak 2500 to było max. Bardzo naciskają na wykonanie planów, które w tej chwilii są nierealne do zrobienia. Przez to czuje się nieprzyjmeny nacisk psychiczny. Dochodziło do tego, że niektórzy kierownicy szukają nie zawsze uczciwych metod, byle tylko wykonać plan, np. oszukują klientów, mówią jakąś nieprawdę na temat poprzedniej ceny towaru. Mówią na przykład,że ta torba kosztuje normalnie tyle, a jak Pan ją weźmie do laptopa, to kosztuje tyle i podaje prawdziwą cenę. Albo jeden z kierowników mnie kazał oszukiwać klientów. Jedną z dziedzin był serwis sprzętu. Jedna z sytuacji dotyczyła laptopa HP. Częstą usterką jest awaria wentylatora - głośno chodzi, harczy, laptop się przegrzewa. Jeżeli laptop jest na gwarancji, HP wymienia wentylator na gwarancji. A ten oszust i naciągacz kazał mi wmawiać ludziom, jak laptop przyszedł, że serwis naliczył opłatę w wysokości np. 150 zł. Jest to zużycie mechaniczne wynikające z normalnego użytkowania i bez skrupółów bezczelnie kasował klienta. Z takim złodziejstwem wielokrotnie miałem do czynienia. Inny sposób, to różne przekręty na fakturach - byle podwyższyć te współczynniki sprzedaży wiązanej (chodziło o dosprzedanie na siłę klientowi do produktu głównego, czyli na przykład laptopa, nawigacji, monitora, komputera, aparatu, itd.) jakichś akcesoriów i drobiazgów, np. torby, myszki, ubezpieczenia szczególnie). Chcieli wciskać coś klientowi na fakturę, a on za to nie płaci, a później stornować i wystawiać właściwą, jak klient odejdzie. A za akcesorium nie zapłacił. Do tego dochodzili ludzie pod wpływem tych chorych planów. Niektórzy wariowali, dostawali do głowy. Niektóre bardzo ciekawe sytuacje opiszę wkrótce.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Jak z zarobkami

Na początku zarabia się ok. 1200 netto na umowie zlecenie. Tak przez 3 miesiące. Później zazwyczaj kończy się okres próbny i albo Cię zwalniają, albo każą otworzyć działalność gospodarczą. Zaczyna się załatwianie spraw w urzędach, itd. W ostatnim dniu każdego miesiąca wystawiasz fakturę za dany miesiąc i płacą Ci prowizję. Jeśli chodzi o zarobki, to zależy od fili, ale w tej chwilii już nie tak bardzo. Wypłaty poszły znacznie w dół w porównaniu do tego, co kiedyś. Generalnie jest część stała i prowizja. Ta prowizja zależy od różnych czynników - krótko mówiąc głównie od sprzedaży. Sprzedwaca ma swój login na kasie, logujesz się na nim do kasy i sprzedajesz. Dziennie jest zapisyway w systemie komputerowym obrót poszczególnych sprzedawców. Masz określone plany, które musisz wykonać. Głównie chhodzi o obrót oraz o usługi, które masz obowiązek dosprzedawać. W tej chwili z wypłatami jest różnie - najczęściej na czysto zostaje ok. 1600-2000 zł. w większości filii. Najlepsze wypłaty są tam, gdzie filia robi najwyższe obroty dzienne, tzn. kilkanaście do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Kiedyś była znaczna różnica między np. taką Warszawą, w której można było zarobić kilka tysięcy złotych. W tej chwili wypłaty są na poziomie
2500 zł., czyli dużo mniej niż kiedyś. Z tymże zależy jeszcze, jakim jesteś sprzedawcą. Możesz zarobić mniej. Tak wygląda to w standardowym przypadku. Dalszy ciąg dopiszę wkrótce.

piątek, 9 kwietnia 2010

I tak dalej przez kolejne miesiące

I praca tak leciała. Później zacząłem pracować na 12 godzin, pomimo, że jeszcze byłem na umowie zlecenie. Fajnie wychodziło z grafikiem - średnio 15 dni pracy w miesiącu i drugie tyle wolne. Ja tam miałem trochę mniej, żeby było coś koło etatu. Pracownicy pracowali te 15 dni. Jeżeli trafi się na ugodowego kierownika i filię, gdzie pracują na 12-godzinne zmiany (w standardzie Vobisu są 6-godzinne i zmieniają to już od jakiegoś czasu w większości filii, ale nie we wszystkich), to można ciekkawie sobie ułożyć grafik, np. pracować 3 "dwunastki" z rzędu i później mieć 2-3 dni wolnego. Jeden z pracowników nawet pracował 5 dni z rzędu, a potem miał 5 dni wolnego - nie miał już urlopu, a chciał jechać na wyjazd ze znajomymi. W ten sposób za zgodą kierownika "ułożył" sobie wolne. Ogólnie mówiąc, gdyby można było siedzieć i trafiłby się dobry kierownik, to z grafikiem byłoby bardzo wygodnie. Tak to po 3 dniach człowiek ledwie żywy, wygląda jak przemęczony, nic się nie chce, nie ma się na nic ochoty, ten jeden dzień wolnego trzeba przeleżeć, przespać, poczytać coś, pooglądać tv - nie ma się na nic siły, dopiero dochodzi się tak naprawdę do siebie. W końcu się stało 36h. I na domiar zlego, w nie każdej filii jest ugodowy kierownik.Opiszę to w kolejnych postach, bo pracowałem w więcej niż jednej filii i mam porównanie. Dalszy ciąg dopiszę jutro.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Sprzedaż, sprzedaż....

Jeżeli chodzi o samą pracę, to polegała ona na podchodzeniu do klientów, rozmowach z nimi, prezentacją sprzętu, i sprzedaży sprzętu. Poza tym należało przyjąć dostawę - tzn. wziąść wózek i pojechać nim na rampę, ustawić sprzęt z palety na wózku. W zależności od wielkości dostawy była to sprawa lekka, lub przy dużej sprzedaży, np. w okresie świątecznym już sprawa cięższa, bardziej męcząca. Jedna z rzeczy, która nieprzyjemnie dawała się we znaki to to, ze wg. standardów Vobisu nie można siedzieć. W salonie nie było żadnych krzeseł za ladą. Po kilku dniach pracy ból nóg dawał sę we znaki. Wg. ich myślenia sprzedawca musi chodzić po salonie, cały czas obsługiwać klientów. Taki jest standard obsługi klienta. Gdy pracowałem na 6 gdzin, już odczuwałem skutki takiego chodzenia, a co dopiero pracownicy, którzy pracowali po 12 godzin. Ale i tak pomimo zakazu czasem każdy siedział. Za ladą były takie szuflady w szafce o wysokości ok. 0,5 metra, na której można było wygodnie posiedzieć. Ale kierownik, gdy był na salonie, nie pozwalał siedzieć. Obserwował pracowników, jak sprzedają, co robią, itd. Sam siedział na zapleczu przy biurku, miał tam swój komputer. Wychodził z tego zaplecza co jakiś czas i patrzył, co się dzieje na salonie. Jak był ruch, to pomagał w sprzedaży. Generalnie zwykle pracowników było dwóch na salonie. Ja byłem trzeci po południu. Dalszy ciąg dopiszę wkrótce.